Pieniądze od wieków działają na ludzką wyobraźnię. Często wynagrodzenie za pracę stanowi niepotrzebny temat tabu. Tak dzieje się podczas większości procesów rekrutacyjnych, gdzie wynagrodzenie to pilnie strzeżona tajemnica.
Podczas rozmowy kwalifikacyjnej strony po wzajemnej wymianie uprzejmości, przechodzą do właściwej rozmowy, a zwykle dopiero na sam koniec, pada to pytanie, dla większości kandydatów krępujące i trudne: jakie są Pani/Pana oczekiwania finansowe?
W krajach anglosaskich pracodawcy publikują informację o przewidywanym wynagrodzeniu, co znacznie ułatwia, skraca i czyni proces rekrutacyjny efektywniejszym dla obu stron. Na stanowisko nie aplikują osoby, którym dane wynagrodzenie nie odpowiada.W Polsce bardzo rzadko możemy spotkać ogłoszenie o pracę z rzetelną informacją o wynagrodzeniu. Pomijam te, w których podawane jest wynagrodzenie prowizyjne, często maksymalne, zwykle stanowiące nieosiągalny „deser za szybą”.
Kolejne tabu to istniejący w większości firm, zakaz informowania o swoim wynagrodzeniu współpracowników. Są różne zdania i teorie na ten temat. Osobiście jestem za jawnymi zarobkami. System wynagrodzeń powinien być przejrzysty i realnie motywacyjny, a nie tajemniczy i oparty na manipulacji.
Jakiś czas temu zadałem na Facebooku pytanie – „Czy zarobki w firmie powinny być jawne dla wszystkich pracowników?” Na oddanych 401 głosów, 177 osób jest za jawnością, 108 przeciw, a 101 osób odpowiedziało – „Zarobki poszczególnych osób nie, widełki na stanowisku tak”.
Na koniec, taki mały test. Zapytajcie koleżankę, kolegę, znajomego, szefa…ile zarabia?
Napiszcie w komentarzu co usłyszeliście.